gdyby nie fakt, że wulgaryzmów używam jedynie w mowie potocznej (no prawie tylko tak) to napisałabym kilka dosadnych uwag na temat przyznania Obamie Pokojowej Nagrody Nobla.
aż się we mnie gotuje!
może rzeczywiście ta nagroda nie jest Pokojowa, a pokojowa-bo dotyczy tych, którzy siedzą w bardzo różnych pokojach, sterują sprawami, na których się nie znają, do tego są okupantami w kraju daleko od swoich granic i mają dziwaczne plany na przyszłość, zupełnie nie respektujące wcześniejszych ustaleń, nawet jeśli były one tylko/aż dżentelmeńskimi umowami.
gdzie do jasnej cholery podziała się zasada nie przyznawania tego typu nagród osobom faktycznie pełniącym urząd? gdzie poczucie przyzwoitości nakazujące zważyć na szali dokonania i zamiary? gdzie w końcu zdrowy rozsądek. od kiedy nagradzamy za urząd, za stanowisko?
w głębokim poważaniu mam takiego Nobla. w jeszcze głębszym szanownego laureata.
Nie wspominajmy wydarzeń minionych
5 godzin temu