piątek, 31 lipca 2009

potrzebuję wczoraj....

...zdecydowanie.
chciałabym móc zatrzymać wszystkie dobre chwile, a wymazać z pamięci złe. chciałabym umieć przefiltrować rzeczywistość wybierając co lepsze wspomnienia, posegregować sobie w oddzielne segregatory ludzi bliskich, wrogów, przyjaciół, tych których kocham i tych, którzy już nigdy nie będą mi bliscy, choć kiedyś przecież byli...
chciałabym zatrzymać blisko wczorajszy wieczór. mieć go zawsze na wyciągnięcie ręki, ale moja pamięć jest zawodna, za kilka dni nie będę pamiętać w co byliśmy ubrani, o czym dokładnie rozmawialiśmy, ale będę pamiętać coś, o ile to jest jeszcze kwestią pamięci, co pomimo upływu czasu jest we mnie i zdaje się, będzie zawsze.

(tak I.-to też mógłby być post z dedykacją)

piątek, 17 lipca 2009

kiedy filozof umiera....

przykro. zawsze przykro gdy umiera człowiek. kimkolwiek by nie był.
Profesor Leszek Kołakowski łączył w sobie niezwykłą cechę - mówienia w przystępny sposób o rzeczach trudnych.
zawsze niezwykle sobie ceniłam i cenię wszystkich naukowców, którzy potrafią wytłumaczyć to czym się zajmują językiem powszechnie zrozumiałym dla sprzedawczyni w sklepie, a pomijają wszelkie implikacje, eschatologie, kwantyfikatory i tym podobne.

niezwykła strata jak niezwykły Człowiek. cóż pisać więcej...

środa, 15 lipca 2009

dziwnowo.

dziwne rzeczy się dzieją. oczywiście nikt nie powiedział, że ja je muszę rozumieć, ale prawdę mówiąc chciałabym wiedzieć co i jak.
zresztą ja w ogóle lubię mieć swoje życie pod kontrolą i nieprzewidziane sytuacje całkowicie mnie rozmontowują.

a poza tym ktoś mi psy podtruwa. a każdy kto mnie zna wie, że ja takich rzeczy nie wybaczam.

poniedziałek, 13 lipca 2009

zupełnie mi odbiło...

albo się poważnie starzeje albo dzieje się ze mną jakaś inna cholera.
kaczor składał dokumenty na studia, a ja stwierdziłam, że może spróbować i złożyć na kierunek, na który robiłam już kiedyś podejście. no i się dostałam. kaczor też się dostał, co mnie niezwykle cieszy.
ciekawam jak pogodzę wszystkie obowiązki, ale kto nie ryzykuje ten nie ma, ewentualnie jak nie posmarujesz to nie pojedziesz.

jutro jadę oddać wszystkie dokumenty-ja stara d..., siedem lat różnicy w porównaniu z tegorocznymi maturzystami-może naprawdę coś się ze mną złego dzieje?

a kaczor dostał się na prawo kanoniczne (i parę innych kierunków też), a ja, jakby ktoś pytał na ... prawo... cywilne.

bez komentarza.

wtorek, 7 lipca 2009

kłopoty z pisaniem vs kobieta ksiądz

pisanie sprawia mi coraz większą trudność. pisanie w ogóle. nie wiem czy to kwestia odzwyczajenia, czy lenistwa czy jeszcze czegoś innego. może tradycyjnie za mało czytam.
książki pobożne i naukowe leżą odłogiem, a ja czytam ... nawet nie będę pisać, bo teologowi ponoć nie uchodzi zgłębianie literatury o dziwkach i cyganerii.

ostatnio rozmawiałam z jedną osobą, która była niezwykle zdziwiona, że ja teolog (tytuł jest tytuł) zachowuję się: cyt. "tak spontanicznie i na luzie". no niech mnie jasna cholera-a jak się mam zachowywać? czy studiowanie takiego kierunku zobowiązuje do chodzenia w worze pokutnym? czy nie wolno mi chodzić do kina, na koncert, czy nie wolno mi się napić albo powiedzieć sprośnego dowcipu? czy ze względu na wykształcenie obowiązują mnie inne normy (!) zachowania niż polonistę, informatyka, murarza, dekarza? czy fakt magisterium z teologii powoduje, że powinnam wstąpić do zakonu, że jestem księdzem w spódnicy? albo świat szaleje, albo ze mną jest coś nie-tego.

czekam poniedziałku. w poniedziałek wydarzy się coś ważnego albo nic.

wszelkie sprawy "prywatne" odeszły ostatnio w odstawkę. praca zdecydowanie bardziej mi służy niż ochy i achy. a żeby mało było ostatnich kłopotów to T. znów się odzywa opowiadając o swoim nowym atelier. nie mogę tego słuchać. już nie.

sobota, 4 lipca 2009

XI MNK

dziś święto wszystkich kabareciarzy i fanów. a więc także i moje.
owszem z kabaretem od strony twórczości dzielą mnie lata świetlne, ale przywiązanie i sympatia do tego rodzaju sztuki (bo tak to postrzegam) jest nieustające.
ale do rzeczy-oglądam właśnie XI Mazurską Noc Kabaretową-powiem tak-jest zacnie! nie rozczarowuje, choć prawdę mówiąc spisałam trochę na straty prowadzący Kabaret Młodych
Panów. choć temat przewodni może nie jest jakoś fantastycznie porywający i pojawiają się dziwne stwory typu kabaret Nowaki, to jednak są moi ulubieńcy co zdecydowanie wystarcza mi aby było dobrze.

czasem trochę żałuję, że nie starczyło mi kiedyś samozaparcia do realizacji zamierzeń, nazwijmy to artystycznych, że zabrakło weny, chęci, tego, że nie potrafiłam zawalczyć....
stare dzieje. teraz chyba wolę MNK oglądać w domu... i nie chodzi o to, że jest mi przykro, bo widać inna okazała się moja droga, po prostu atmosfera przedstawień jest na tyle energetyczna, że boje się, że rzuciłabym wszytko co teraz robię i poszła za tym. oczywiście nikt nie mówi, że cokolwiek by z tego wyszło i ten racjonalny pierwiastek, właśnie on, nakazuje mi siedzieć na tyłku, pić soczek i śmiać się do rozpuku...

(a dziś słucham tego i polecam serdecznie --> http://www.youtube.com/watch?v=qtamkr7UnKg )


a i jeszcze jedno-BARANEK JEST DOKTOREM!!! gratuluję raz jeszcze i wirtualnie opijam, bo "na żywca" to nie wiadomo kiedy.

piątek, 3 lipca 2009

mocne postanowienie....poprawy?

któż nie składał sam sobie obietnic. że już po raz ostatni, że już nigdy... wydaje mi się, że fakt nie dotrzymywania obietnic, czy też składanych sobie samemu postanowień wynika nie tylko ze słabej woli, ale jest spowodowane czymś jeszcze- z jednej strony tym, że często wymagamy od siebie nie tego, co jest nam potrzebne, z drugiej wymagamy od siebie czegoś, czego wymagają inni, i ostatnie-sami siebie nie szanujemy i utrudniamy sobie życie.

zresztą w ogóle idea obietnicy, przysięgi mocno straciła na wartości. można rzecz-jest przereklamowana. dane słowo okazuje się być tylko czczym gadaniem, sformułowaniem wypowiadanym tylko ze względu na spokój sumienia, chwilową wygodę, chęć przypodobania się.
skąd wiem? bo znam to z autopsji. i ja dawałam słowo, które łamałam, ponosząc tego bolesne konsekwencje i to mnie dawano słowo, które okazało się być nic niewarte.
jednocześnie sama sobie zrobiłam nie raz kuku obiecując, że więcej nie zrobię tego czy tamtego, bądź w wersji pozytywnej-że już zawsze będę...
a dlaczego piszę to dziś-bo dziś sama sobie wyznaczyłam pewne cele. jedne wiem, że są moim chceniem, inne niestety wynikają z chcenia innych. trochę się tego boję.
zresztą ostatnio wielu rzeczy się boję.

ps. angina atakuje. śmieją się że tak dziwnie mówię i że to z przepicia, ale pragnę zdementować te niecne pogłoski :)

czwartek, 2 lipca 2009

nie bój się nic nie robić!

chciałabym umieć robić nic, ale nie da się! naprawdę się nie da.
oczywiście, są tacy, którzy stwierdzą, że znów filozofuję(taaaaa) bądź szukam dziury w całym, ale rzeczywiście-nic, wszystko, zawsze, każdy, nigdy.... nie istnieją. a może istnieją, tylko ich istnienia nie da się określić? a może to co jest istnieniem dla mnie w rzeczywistości (rzeczywistości!!!!) nie istnieje. a może nie istnienie to tylko inny sposób wyrażania istnienia?
słowa, słowa, słowa...

tak jak I. swego czasu domagała się STANOWCZO obniżenia kursu dolara, tak ja stanowczo (a jakże) domagam się NICZEGO! i jeszcze bardziej stanowczo domagam się, aby mój mózg przestał myśleć, bądź zaczął myśleć tak żeby mnie nie zadręczać kolejnymi możliwymi kombinacjami kwantyfikatorów. to męczy. zwłaszcza w upał.

ps. żeby nie było niedomówień-na logikę chodziłam i wiem, że kwatyfikatory wielkie nie istnieją, ale przecież nikt (sic!) nie powiedział, że nie mogę napisać posta, który tylko dla dyletantów (trudne słowo) będzie postrzegany jako głęboko filozoficzny i niezwykle naukowy.

środa, 1 lipca 2009

wiedza, Wiedza i niewiedza

we wczesnej młodości, a nawet już w dzieciństwie wmawia się nam, że zdobywanie Wiedzy, kształcenie jest nieodzownym elementem życia. że nie da się normalnie funkcjonować bez Wykształcenia. oczywiście zgadzam się z tym i podpisuje pod tym nawet nogą, niemniej jednocześnie jestem 'propagatorem' znanego z Matrixa twierdzenia, że "niewiedza jest błogosławieństwem".
rozpatrując to na kilku płaszczyznach okazuje się, że rzeczywiście jest w tym sporo prawdy:
1. nie wiesz-nie masz problemu, bo.... nie wiesz;
2. nie wiesz, więc pytasz i obarczasz innych swoją niewiedzą, zupełnie tego nie dostrzegając...
3. nie wiesz, więc nie musisz myśleć
4. nie wiesz... że nie wiesz

to takie wygodne i na czasie-nie wiedzieć. dodatkowo niewiedza zwalnia z odpowiedzialności (ok-nie zawsze:) . a to już spora pokusa.

oczywiście pisząc wiedza i Wiedza mam na myśli dwie zupełnie inne rzeczywistości, ale chodzi mi o to, że obok tego, że edukuje się dzieci w systemie szkolnym, to bardzo wiele jest osób, które nie przystają do codzienności, dla których ta pozornie błaha (trudne słowo) wiedza codzienna, przydatna w urzędach, sklepach jest czarną magią.
tu gdzie pracuję obserwuję to każdego dnia. ludzie, którzy z pozoru wydają się być inteligentni "nie chwytają" prostych sformułowań, nie potrafią wypełnić druków, nie są często w stanie zorientować się wśród tablic z ogłoszeniami.
oczywiście nie chcę generalizować, ale wydaje mi się, że gdzieś zagubiono tę sprawność chodzenia za swoimi sprawami, słuchania tego co się do nas mówi. nie wiem na jakim etapie życia i kto sprawił, że tak jest.
a dlaczego mówię, że niewiedza jest na czasie, że jest modna-bo też to obserwuje-przecież łatwiej kogoś zapytać, niż samemu się wysilić, łatwiej powiedzieć-"ta pani z pokoju 10 mnie tu skierowała", choć pani z pokoju 10 mówiła, że mam iść w lewo, a poszedłem w prawo, to przecież JEJ wina, bo to ONA źle mi powiedziała.

a niewiedza jest błogosławieństwem, choć to sformułowanie, którego używam w stosunku do spraw, ludzi, zdarzeń, kiedy chcę podkreślić, że nie da się już nic zmienić w postępowaniu, czy danej sytuacji.

dla mnie osobiście niewiedza jawi się jako przekleństwo i proszę Boga coby mnie od niewiedzy i głupoty zachował.